Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Basia Misiaczowa z miasteczka SZCZECIN. Mam przejechane 7973.98 kilometrów w tym 1275.18 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.55 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Misiaczowa.bikestats.pl

  • Wpisy archiwalne w miesiącu

    Luty, 2012

    Dystans całkowity:b.d.
    Czas w ruchu:b.d.
    Średnia prędkość:b.d.
    Liczba aktywności:0
    Średnio na aktywność:0.00 km
    Więcej statystyk
    Dane wyjazdu:
    0.00 km 0.00 km teren
    h km/h:
    Maks. pr.:0.00 km/h
    Temperatura:-9.0
    HR max: (%)
    HR avg: (%)
    Podjazdy: m
    Kalorie: kcal
    Rower:

    Pierwszy "Rajd Pieszy z Grzańcem" BS i RS.

    Niedziela, 12 lutego 2012 · dodano: 12.02.2012 | Komentarze 2

    Rajd pieszy z moim Misiaczem, poniżej relacja jego autorstwa:
    ***
    Będąc młodym Misiaczem z gęstym, jeszcze brunatnym futrem należałem do Klubu Turystyki Kolarskiej "Jantarowe Szlaki". Klub ten, oprócz odbywania ciekawych wycieczek i obozów wędrownych (oraz cotygodniowych tzw. zebrań, za którymi nie przepadałem specjalnie) miał (i nadal ma) ciekawy zwyczaj organizowania w sezonie zimowym - kiedy rowery śpią spokojnym snem - rajdów pieszych. Służą one wspaniale nie tylko podtrzymaniu kondycji, ale też dają radość przebywania z ciekawymi ludźmi, poznawania interesujących szlaków i wolność pociągnięcia z termosu gorącego grzańca :).
    Mamy teraz ładną zimę, znam wielu wspaniałych rowerzystów, z którymi mimo tej zimy jeździmy, ale zabrakło mi właśnie czegoś takiego jak rajd pieszy, więc ogłosiłem coś takiego na Forum Rowerowego Szczecina i poinformowałem o moim planie znajomych z Bikestats i innych.
    Już na początku zaskoczyło mnie spore zainteresowanie tym wydarzeniem. Oczywiście parę osób odpadło, a to ze względów zdrowotnych, służbowych czy z powodu lenistwa, a może i malkontenctwa? :))).
    Z Basią "Misiaczową" najpierw zabraliśmy po drodze do samochodu Piotrka "Bronika", potem z dworca PKP Adriana "Gryfa" (szacuneczek, bo chciało mu się przyjechać pociągiem aż z Gryfina!), a na koniec Małgosię "Rowerzystkę" z centrum Szczecina.
    Po drodze kupiliśmy jeszcze kiełbaski na ognisko, bo te dobre, starannie dobrane wczoraj...zostawiliśmy z Basią w lodówce :).
    Jakież było moje zaskoczenie, kiedy na godzinę 10:00 na miejscu zbiórki koło karczmy na ul. Arkońskiej stawiło się aż 16 osób (wliczając w to sprawcę zamieszania:)))!!!
    Odczekaliśmy 5 minut na ewentualnych spóźnialskich i ruszyliśmy, początkowo pod moim przewodnictwem, mniej uczęszczanym szlakiem Lasu Arkońskiego w stronę ul. Miodowej.
    Na pierwszym planie pędząca Małgosia "Rowerzystka", dalej z tyłu od lewej Ania "VonZan", Krzysiek "Siwobrody", Piotrek "g286", Piotrek "Bronik", jeszcze dalej z tyłu Piotrek, Iwona, Krzysiek "Kriss", Aneta, Basia "Misiaczowa", "Ernir" (?), Adrian "Gryf", Krzysiek "Monter", Robert "Sakwiarz" i Grażyna "Grażka" (mam nadzieję, że nie pominąłem nikogo i nic nie przekręciłem, prócz "Misiacza" robiącego zdjęcie).

    Szło się żwawo i lekko, pogoda była rześka, śnieg był nawet ubity.

    Po dojściu do ul. Miodowej zarządziłem postój na "coś gorącego" na polanie piknikowej :))).




    Po zażyciu grzańca doszliśmy do jez. Głębokiego, gdzie potencjalnie mogły oczekiwać inne osoby chętne. Nie oczekiwały.
    Zdałem więc przewodnictwo innym, aby zaoferowali nam atrakcje i niespodzianki na dalszej części szlaku.
    Najpierw pokierował nami "Siwobrody" jako tubylec-tambylec z Pilchowa.
    Szliśmy koło pięknego wąwozu, nad którym "Siwobrody" pokazał nam spróchniałe drzewo wykorzystywane przez ptaki do budowania dziupli.

    W Pilchowie wg planu "Siwobrodego" mieliśmy zatrzymać się u niego w ogrodzie na ognisko i herbatę, ale w tym momencie sierżant "Monter" dokonał zamachu stanu i przejął władzę :))).
    Stwierdził, że nie jest to żadna połowa rajdu, a może raptem jedna trzecia i nie będziemy robić z siebie mięczaków - idziemy dalej w las, im dalej tym lepiej, jak wyjdziemy w Nowym Warpnie też nie szkodzi! :))) Nie czas na pieszczoty, kto nie maszeruje ten ginie :))).
    Szatański plan "Montera" :))). Zdjęcie autorstwa Małgosi "Rowerzystki". © Misiacz

    Wycieczki pod przywództwem "Montera" mają w sobie coś takiego jak urok tajemnicy, nieznanego.
    Nie inaczej było i tym razem, kiedy po pewnym czasie przyszło w lesie znaleźć odpowiednią drogę do Szczecina, choć tym razem nie był to typowy "Monterski" skrót.
    Po krótkich poszukiwaniach droga się odnalazła.

    Ku naszemu rozczarowaniu nie było wędrówki przez chaszcze, bagna, błota i moczary (teraz i tak pewnie zamarznięte, więc cóż to za atrakcja), przedzierania się z maczetą przez zarośla. Nic z tych rzeczy. Zamiast tego trafiliśmy na żółty szlak, którym w cywilizowany sposób doszliśmy do polany piknikowej tuż przed ulicą Miodową.
    Płonęło tam już małe ognisko, przy którym piwkiem (wyglądało na to, że długo, pewnie od rana) raczyło się dwóch jegomości.
    "Dosiedliśmy" się do nich, znosząc chrust i drewno.
    Przyszło dopić resztki grzańców i w końcu usmażyć te wędrujące z nami od ponad 11 km kiełbaski.



    Troszkę czasu nam zeszło, następnie "Siwobrody" w podzięce za zorganizowanie tego udanego wypadu zaproponował, aby w nagrodę rozgrzać "Misiacza" umieszczając go w ognisku, na co kategorycznie nie zgodziła się "Misiaczowa" twierdząc, że nikt nie będzie palił jej własności, na którą ma oficjalne papiery kupna z Urzędu Stanu Cywilnego :))).

    Do przejścia zostało nam niecałe 5 km, więc rozweseleni ruszyliśmy w kierunku Arkońskiej.
    Kilka osób "urwało" się wcześniej na przystanek przy Głębokim, reszta ochoczo pomaszerowała do miejsca, z którego wyruszyliśmy.
    Po przyjściu na miejsce okazało się, że mamy za sobą 15,2 km (wg GPS-a Małgosi), których oczywiście nie wpisuję do statystyk BS, jak to czasem mają w zwyczaju niektórzy.
    Pożegnaliśmy się i wsiedliśmy w samochód (tym razem ja jako balast wypełniony grzańcem) i wraz z "Misiaczową" rozwieźliśmy parę osób po Szczecinie.
    Jestem bardzo zadowolony z tego wyjścia, z ilości osób, z ich towarzystwa i tzw. "całokształtu". Dziękujemy z Basią za przybycie!
    Mam nadzieję, że pomysł ten zostanie podchwycony i kontunuowany przez innych...i że już za tydzień w niedzielę (po sobotnim wypadzie na rowerach oczywiście) spotkamy się na kolejnym "Rajdzie z Grzańcem"... :)